20.06.2021 – Światowy Dzień Uchodźcy

20 czerwca jak co roku od 21 lat przypada Światowy Dzień Uchodźcy (ang. World Refugee Day), święto ustanowione rezolucją Zgromadzenia Ogólnego Organizacji Narodów Zjednoczonych 4 grudnia 2000 roku. Jest to święto wszystkich tych, którzy poszukują schronienia przed prześladowaniami lub czują się zagrożeni możliwością bycia prześladowanym. W gruncie rzeczy jest to jednak święto każdego i każdej z nas – warto bowiem, by otwarta postawa zarówno wobec uchodźcy, jak i każdego człowieka będącego w potrzebie stała się naszą codziennością.


Uchodźstwo to szczególna forma migracji, opierająca się na przymusie mobilności, związana z poczuciem zagrożenia, niepewności, częstokroć traumatycznymi przeżyciami i koniecznością rozpoczynania życia od nowa. Zjawisko uchodźstwa jest wciąż powszechne na świecie zarówno w wymiarze indywidualnym (ucieczki polityczne, na tle rasowym, religijnym itd.), jak i masowym (gwałtowne, niekontrolowane ruchy ludności wywołane kryzysami wojennymi, jak choćby niedawny, obserwowany w Europie począwszy od 2015 r. intensywny napływ osób poszukujących ochrony międzynarodowej w wyniku wojny w Syrii).

 

 

Podstawowym dokumentem, na podstawie którego prześladowana osoba może otrzymać ochronę międzynarodową, jest sformułowana jeszcze w 1951 r. Konwencja Genewska, do której w 1967 r. podpisany został Protokół Nowojorski. Polska podpisała konwencję dopiero w 1991 r., ale od tego czasu wypełnia aktywnie jej zobowiązania. Konwencja, choć przez wielu krytykowana chociażby za przestarzałą formułę definicji uchodźcy (niekompletny, jak na dzisiejsze czasy, katalog przyczyn prześladowania), wciąż stanowi kluczowe źródło ochrony przyznawanej tysiącom ludzi na świecie. Przykładem realizacji jej postanowień może być historia Pani Valiantsiny i jej rodziny, która zdecydowała się opuścić swoją ojczyznę – Białoruś, z obawy przed prześladowaniami politycznymi (historię tę, jak i inne historie migrantów i migrantek przybywających do Polski, można znaleźć w zakładce „Fotoreportaże”).

 

VALIANTSINA
Valiantsina pochodzi ze stolicy Białorusi – Mińska. Tam się urodziła, studiowała i pracowała, tam też założyła rodzinę i myślała, że tak będzie zawsze, ale losy ludzkie są nieprzewidywalne i dziś jest w Polsce, w Szczecinie, gdzie rozpoczęła nowe, bo inne życie. W Mińsku ukończyła studia prawnicze i pracowała jako zarządca prawny spółki budowlanej. Lubiła swoją pracę, ponieważ prawo administracyjne i handlowe było ściśle związane z wykonywanymi przez nią obowiązkami zawodowymi.

Korzenie jej rodziny są związane z Polską, ponieważ babcia Valiantsiny – Polka została zesłana na Syberię i mimo że jej akt urodzenia zmieniono bezprawnie na rosyjski, to dowodem jej polskiego pochodzenia było świadectwo dwóch jej sióstr mieszkających w Warszawie.
Na Białorusi Valiantsina założyła rodzinę i wraz z mężem Wiktorem mają troje dzieci – dwóch synów – Włodzimierza i Władysława oraz córkę Barbarę. Najstarszy syn jest pełnoletni, a młodszy i córka są w wieku szkolnym. W Polsce są całą rodziną.
Historia życia Valiantsiny na Białorusi jest ściśle związana z jej poglądami politycznymi i postawą wolności, która jest podstawową potrzebą każdego człowieka. Przed wyborami prezydenckimi zaangażowała się w popieranie kontrkandydata urzędującego prezydenta. Uczestniczyła w wiecach i manifestacjach protestujących przeciwko fałszowaniu wyborów, odważnie i głośno wypowiadała swoje poglądy polityczne, mając nadzieję, ze taka postawa doprowadzi do pozytywnej zmiany i przyniesie wolność Białorusinom. Jej poglądy podzielała cała rodzina, a w działalność polityczną zaangażował się szczególnie najstarszy syn – Włodzimierz, którego aresztowano w czasie jednej manifestacji, uwięziono i torturowano. Ponieważ aresztowania były wtedy na skalę masową, część zatrzymanych wypuszczono do domu i potem indywidualnie wzywano do sądu, aby przedstawić im zarzuty, osądzić i wydać wyroki. Nie wiedziała, co po przesłuchaniach i torturach podpisał jej syn i bardzo bała się, że jego życie i wolność są zagrożone. Po licznych rewizjach władz, we wrześniu 2020 roku, bez szczególnego przygotowania wyjechała z mężem i dziećmi za miasto i tam podjęła decyzję o wyjeździe, a właściwie o ucieczce. Zostawiła wszystko, cały dorobek materialny (miała wybudowany dom), całą rodzinę, znajomych i przyjaciół. Było to traumatyczne przeżycie, które Valiantsina nosi w sobie do dziś.
Opowiada, że początkowo wraz z rodziną przebywała w ośrodku dla uchodźców, czekając na decyzję władz polskich związaną ze statusem uchodźcy. Najszybciej dokumenty otrzymał jej najstarszy syn, który był prześladowany na Białorusi. Włodzimierz wyjechał wtedy do jej brata, który mieszka w Kołobrzegu i tam zamieszkał oraz podjął pracę. Dlatego Valiantsina zdecydowała się przyjechać do Szczecina, żeby cała rodzina była blisko siebie i mogła często być razem.
W Polsce czuje się bezpiecznie, bo może zapewnić poczucie bezpieczeństwa swoim dzieciom. To jest dla niej najważniejsze. Mówi o tym ze smutkiem, ale i wiarą, że kolejne tygodnie i miesiące przyniosą nowe nadzieje na lepsze życie. Oboje z mężem pracują – ona w restauracji, on w budownictwie, Dzieci chodzą do szkoły, a więc kontynuują naukę i doskonalą język polski. Mieszkają w Szczecinie w wynajętym mieszkaniu. Są pod opieką Caritas Polska, skąd czerpią wiele wsparcia i mają pomoc w rozwiązywaniu różnych urzędowych i życiowych problemów. Twierdzi, że została dobrze przyjęta przez Polaków. Mówi, że Polacy są jej bliscy, bo kiedy jeszcze mieszkała na Białorusi, często przyjeżdżała do Polski. Dziękuje, że Polska przyjęła ją i dała jej perspektywy na dalsze, normalne życie. O czym marzy? Mieć własne, większe mieszkanie, dobrze nauczyć się języka polskiego, ukończyć szkołę policealną o kierunku administracyjnym oraz w przyszłości dokonać nostryfikacji dyplomu studiów prawniczych. Valiantsina z wielkim smutkiem mówi o tym, że najbardziej marzy, by chociaż raz lub dwa razy w roku móc pojechać do Mińska, aby spotkać się ze swoimi rodzicami, ale wie, że teraz to niemożliwe.