Fotoreportaże

„Bliskie i dalekie podróże”

W ramach projektu został zrealizowany cykl reportaży oraz sesja zdjęciowa pod hasłem „Bliskie i dalekie podróże”. Zapraszamy do zapoznania się z historiami 10 osób, które przyjechały do Polski i tu znalazły swoje miejsce na ziemi. Będziecie Państwo mieli możliwość poznania historii tych osób oraz lepszego zrozumienia sytuacji cudzoziemców w Polsce. Fotoreportaże ukazują sylwetki cudzoziemców i historie ich życia a także przyczyny, często zewnętrzne, które skłoniły ich do przyjazdu do Polski.

Zapraszamy do zapoznania się z poniższymi historiami.


Tetiana

Tetiana w Polsce docenia przede wszystkim spokój. Przyroda to jej świat, dlatego w ojczyźnie ukończyła studia z zakresu ekologii. Teraz myśli o kursie florystycznym.

Tetiana pochodzi z Nikopolu w Okręgu Dniepropietrowskim na Ukrainie. Jest absolwentką studiów z zakresu ekologii na Uniwersytecie w Kijowie. W Ojczyźnie zostawiła mamę i babcię. Bardzo za nimi tęskni. Do Polski przybyła wraz z mężem i synem Danilem. Przyjechali do kraju nad Wisłą, by godnie żyć. Tu widzi przyszłość dla siebie i rodziny. „Na Ukrainie wszystko było bardzo drogie, tu nawet mleko i mięso jest tańsze” – mówi Tetiana. W Polsce docenia spokój, porządek i możliwość znalezienia pracy. Mąż Tetiany pracuje, ona szuka na razie swojego miejsca w nowym i nieco obcym dla niej świecie. Uczy się języka – uczestniczyła między innymi w kursie organizowanym w ramach projektu. Stara się także dokształcać. Udało jej się ukończyć policealną szkołę dla opiekunek dziecięcych, kurs bezpieczeństwa i higieny pracy, myśli też o kursie florystycznym. Jej syn Danil rozpoczął naukę w polskiej szkole i bardzo dobrze mówi po polsku. Nie ma problemów z nauką, z czego mama bardzo się cieszy. „To właśnie on nie chce już wracać na Ukrainę, bo widzi, że tu jest lepszy świat” – dodaje Tetiana.

Tetiana do Polski przyjechała z mężem i synem Danilem, który rozpoczął naukę w polskiej szkole i bardzo dobrze mówi po polsku. To właśnie Danil nie chce już wracać na Ukrainę.

Szczecin stał się od początku celem jej wyprawy do Polski. Jeszcze na Ukrainie wiedziała, że gdzieś w Polsce jest takie miejsce. To miasto pokochała od pierwszego wejrzenia. Ujęła ją duża ilość zieleni, możliwość spacerów po parkach nawet w centrum Szczecina. Uwielbia szczególnie Jasne Błonia. Przyroda to jej świat, chciałaby kiedyś wrócić do zawodu, który zdobyła na wyższej uczelni w swoim kraju. Bardzo lubi również Szczecińską Filharmonię, podziwia ten gmach i chętnie go odwiedza. Na razie Tetiana jest nieco onieśmielona, uczy się Polski, ale przyznaje, że ze strony napotkanych Polaków spotkało ją wiele dobra. Dzięki projektowi realizowanemu przez Caritas Polska poznała wiele osób, które nie tylko służą radą w konkretnych problemach urzędowych, ale także często są wsparciem w trudnościach, które napotyka jak każdy imigrant w obcym kraju.

W swojej ojczyźnie Tetiana zajmowała się głównie wychowywaniem dziecka, ale też dorabiała wykorzystując swą pasję do pieczenia pierników. Jednak to nie tylko zwykłe umiejętności gastronomiczne, ale także sztuka. Wypieki mają przeróżne kształty i są przepięknie ozdobione. Pierniki nadziewa na patyczki i niczym z kwiatów tworzy bukiety, którymi obdarowuje przyjaciół i znajomych. Z tych bukietów uczyniła między innymi prezenty na dzień nauczyciela w szkole syna. Jak przystało na estetkę dba o otaczającą ją rzeczywistość. Udało jej się na przykład własnymi rękoma zaprojektować i pomalować mieszkanie.

Tetiana marzy o tym, by wykorzystać w Polsce swoje wykształcenie przyrodnicze. Jest niezwykle wrażliwa na sztukę – w każdej dziedzinie – od gastronomicznej po wizualną. Ma nadzieję, że kiedyś uda jej się wykorzystać również ten swój talent.

 


David

David do Polski przyjechał w 2016 roku z Gruzji, z Tbilisi. Jego pasją jest gotowanie, którego nauczył się w rodzinnym domu, a dopiero później ukończył studia podyplomowe w tej dziedzinie. Jednak jego wykształcenie nie od razu było związane z gastronomią. Jest absolwentem średniej szkoły muzycznej w klasie skrzypiec oraz konserwatorium muzycznego w klasie śpiewu operowego. Jednak nie chce się przyznać do prób wokalnych przy gotowaniu. Twierdzi, że nie ma teraz na to czasu. W swojej restauracji w Szczecinie zwykle gotuje sam, czasami pomagają mu rodzice. Podkreśla, że wszystko musi być świeże. Jego restauracja w centrum Szczecina nazywa się Imereti – tak jak region w Gruzji.

David w Szczecinie prowadzi restaurację Imereti, w której gotuje sam, czasami pomagają mu rodzice. Podkreśla, że wszystko musi być świeże.

Swój kraj opuścił w poszukiwaniu lepszego życia, choć jego kulinarne doświadczenia są niemałe. Gotował między innymi dla prezydenta Gruzji Micheila Saakaszwili. Podobnie jak wielu Gruzinów bardzo lubi Polaków, ale bardzo przeszkadza mu biurokracją, z którą jako przedsiębiorca musi się mierzyć w Polsce.

Chaczapuri, czyli gruziński placek-pizza cieszy się największą popularnością w restauracji David. Konsumenci lubią także jagnięcinę i pierożki. W czasie naszego spotkania parzy herbatę, udowadniając, że prawdziwa gruzińska herbata jest mocna i aromatyczna. Została przywieziona z Gruzji, podobnie jak przyprawy, których David używa do przygotowanych przez siebie potraw. Co go dziwi w Polsce? To, że Polacy osobno za siebie płacą, w Gruzji po konsumpcji w restauracji zwykle płaci jedna osoba.

Prawdziwa gruzińska herbata powinna być mocna i aromatyczna.

Marzenie Davida? To mniej biurokracji, pobyt w Polsce na stałe i remont swojej restauracji. Na pewno wykona go własnoręcznie. Bo David to człowiek-orkiestra. Nie tylko artysta, ale i pragmatyk, który potrafi niemal wszystko zrobić własnoręcznie. Już rozpoczął zakup materiałów budowlanych i zaplanował renowację. Na ścianach jego restauracji nie mogło zabraknąć bliskich jego sercu akcentów, które odkrywają jego artystyczną duszę. Można zobaczyć fotografie ciekawych miejsc w stolicy Gruzji. Jest między innymi czarno-białe zdjęcie mostu w Tbilisi i centrum myślistwa z termami, są również reprodukcje prac gruzińskich artystów-plastyków. David wierzy, że spotka w Polsce wkrótce swoją drugą połowę. Czy wróci do Gruzji? Mówi, że na razie nie bardzo w to wierzy, choć zostawił w kraju dom i mieszkanie.

Na ścianach restauracji prowadzonej przed David nie mogło zabraknąć bliskich jego sercu akcentów. Można zobaczyć tam fotografie ciekawych miejsc w stolicy Gruzji czy reprodukcje prac gruzińskich artystów-plastyków.

 


Hanna

Hanna na Ukrainie mieszkała w Słowiańsku w Obwodzie Donieckim. Tam zostawiła swój sklep, dwa domy i auto. Śmieje się, że w ojczyźnie przez lata wypracowała emeryturę wartą 200 złotych. Uciekła do Polski od wojny, która dotknęła wschodnią Ukrainę. Wyjechała w 2015 roku, kiedy zaczęło być bardzo niebezpiecznie i kiedy lęk przed wojną był już bardzo duży. Hanna doświadczyła strzelaniny tuż obok jej domu. Pewnego dnia otrzymała informację, że jest możliwość wydostania się z tego rejonu. Wraz z jeszcze jedną rodziną udało się uciec. Przez 10 dni mieszkała wraz ze znajomymi w lesie – w namiocie i samochodzie. Wyczekiwali momentu, gdy ustaną działania wojenne. Najbardziej zapamiętała ostatnią noc, ulewę i strzały, które ustały dopiero niedługo przed północą. Wczesnym rankiem zaskoczyła ją cisza. Mogli wydostać się z niebezpiecznego rejonu dzięki utworzonemu korytarzowi. Najpierw wyjechała do Kijowa, gdzie zajmowała się usługami kosmetycznymi i dorabiała szyciem. Ostatecznie jednak w 2016 roku przybyła do Polski, dokąd wcześniej przyjechał jej syn – Illa – obecnie student dietetyki na poznańskiej uczelni. Pytana czy nie żałuje dóbr materialnych, które pozostawiła w swoim kraju, uśmiecha się i odpowiada, że nie, bo najważniejszy jest spokój i bezpieczeństwo. „Tam nie było normalności i spokoju, który jest w Polsce” – dodaje pani Hania. W jej miejscu zamieszkania na Ukrainie wieczorem strach wyjść na ulicę, a i w ciągu dniach trzeba zamykać dom, bo grasują złodzieje.

Marzeniem P. Hanny był zakup maszyny overlock, na której potrafi uszyć niemal wszystko.

W Polsce Hania skończyła kurs opiekunki medycznej i zajmuje się osobami starszymi. Obecnie pod jej opieką jest starsza osoba w ramach projektu Caritas. Jednak wciąż uczy się czegoś nowego. Wielką radością był dla niej zakup specjalnej maszyny do szycia – overlocka. To było jej marzenie –posiadać taki wielofunkcyjny sprzęt do szycia. Potrafi uszyć wszystko a szczególną praktykę ma w damskich strojach: „wyczaruje” sukienkę, płaszcz czy inne części garderoby. Posiada wiele talentów, potrafi pięknie pomalować paznokcie i dobrze gotuje. Popularyzuje wśród polskich znajomych ukraińską kuchnię. Często jest proszona o przygotowanie jej narodowych potraw. Jak mówi – Polakom smakują najbardziej jej smażone bakłażany, które kryją wewnątrz jogurtowy sos czosnkowy i pomidory.

Hanna też świetnie gotuje i popularyzuje wśród polskich znajomych ukraińską kuchnię, z której najbardziej przypadły im do gustu smażone bakłażany.

Wśród Polaków czuje się bardzo dobrze, ma tu wielu przyjaciół, być może za sprawą niezwykłej otwartości i uśmiechu, który nieustannie gości na twarzy Pani Hani. Czy tęskni za Ukrainą? Odpowiada, że jedynie za pogodą, która w jej mieście Słowiańsku była bardziej słoneczna, rzadziej padał deszcz. W Polsce jest już zakotwiczona, a to za sprawą polskich znajomych, którzy potrafią pomagać także wtedy, gdy pojawiają się problemy zdrowotne. Pytana o marzenia odpowiada, że chce normalności, stabilizacji i spokoju, bo dobrych ludzi wokół siebie już ma.

Hanna pytana o marzenia odpowiada, że chce normalności, stabilizacji i spokoju, bo dobrych ludzi wokół siebie już ma.


Oksana

Oksana pochodzi z miasta Chmielnicki w zachodniej Ukrainie. Ukończyła wyższe studia ekonomiczne na Uniwersytecie Chmielnickim. W ojczyźnie była menadżerem w dużej firmie zajmującej się dystrybucją materiałów biurowych i szkolnych. Zarządzała 35 sklepami. Podejmowała także wiele projektów społecznych między innymi dla Caritas na Ukrainie. W kraju zostawiła dom. W Polsce jest o lipca 2019 roku. Bardzo lubi podejmować nowe wyzwania zawodowe oraz uczyć się. Właściwie przez całe życie nie bała się podejmować nowych przedsięwzięć w sferze zawodowej.

Oksana na Ukrainie była menadżerem w dużej firmie zajmującej się dystrybucją materiałów biurowych i szkolnych. W Szczecinie pracuje w sklepie „Ukrainoczka”, gdzie również pełni funkcję menadżera a aby poznać lepiej słownictwo ekonomiczne i polskie prawo podjęła również studia.

Pracuje w sklepie „Ukrainoczka” w Szczecinie, gdzie pełni funkcję menadżera. Podjęła również studia w Zachodniopomorskiej Szkole Biznesu w Szczecinie na kierunku zarządzanie projektami, bo chce lepiej znać słownictwo ekonomiczne i polskie prawo oraz realia gospodarcze. Bardzo zależy jej także na tym, by poprawnie mówić po polsku. Jej największą pasją nie jest jednak praca, ale rodzina i wspólne spędzanie czasu z synem i mężem.

Największą pasją Oksany jest rodzina i wspólne spędzanie czasu z synem i mężem.

To właśnie mąż Maksym, który ma polskie pochodzenie pierwszy przyjechał do Polski. Był wówczas rok 2018. Oksana przybyła za nim i bardzo się cieszy, że jej małżonek – na Ukrainie sportowiec z dobrymi wynikami w podnoszeniu ciężarów – znów zaczął w Polsce ćwiczyć i dbać o kondycję. Mówi, że w końcu odnaleźli oboje stabilizację i spokój.

Pierwsze kroki w Polsce nie były dla niej łatwe. Najtrudniejsze było gotowanie i konfrontacja z polskimi potrawami. Oksana nie bardzo wiedziała do czego służą niektóre produkty. Pół roku trwało zanim zrozumiała, czym jest polska włoszczyzna i do czego służy taki zestaw warzyw. Na Ukrainie w ogóle nie używa się w kuchni korzeni selera czy pietruszki. Jak mówi nawet trudno kupić seler w powszechnej sprzedaży, jedynie starsze panie czasem gdzieś na targu oferowały takie specjały. Teraz już polubiła polskie smaki i nauczyła się używać w potrawach nieznane jej dotąd warzywa.

Pierwsze kroki w Polsce nie były dla niej łatwe a najtrudniejsze było gotowanie i konfrontacja z polskimi potrawami. Oksana nie bardzo wiedziała do czego służą niektóre produkty. Na Ukrainie np. w ogóle nie używa się w kuchni korzeni selera czy pietruszki. Teraz już polubiła polskie smaki i nauczyła się używać w potrawach nieznane jej dotąd warzywa.

Co jest dla niej najważniejsze w życiu? Rodzina. Oksana myśli o jej powiększeniu. Marzy również o małym własnym biznesie, który zapewni bezpieczeństwo ekonomiczne. Podziwia Polaków za to, że dbają o więzy rodzinne, za szacunek dla rodziny, a szczególnie za miłość, którą ludzie potrafią się tu dzielić. Według Oksany w Polsce ludzie chętnie okazują sobie uczucia, a szczególnie rozczula ją widok starszych panów obdarzających swoje żony kwiatami. „Tu jest na pewno więcej miłości niż na Ukrainie” – śmieje się Oksana.

Oksana podziwia Polaków za to, że dbają o więzy rodzinne, za szacunek dla rodziny oraz szczególnie za miłość, którą ludzie potrafią się tu dzielić.

 


Guilene

Guilene przyjechała do Szczecina z Republiki Kongo w 2017 roku wraz ze swoim polskim narzeczonym. W swoim kraju pracowała w hotelu. W Polsce na razie czeka na pozwolenie na pracę. Procedury legalizacji pracy dla Afrykańczyków trwają bardzo długo. Czeka także na ślub, a nie jest łatwo zawrzeć w Polsce związek małżeński z obywatelem afrykańskiego kraju. Procedury nie dość, że długotrwałe to dodatkowo są bardzo kosztowne.

Guilene przyjechała do Szczecina z Republiki Kongo wraz ze swoim polskim narzeczonym.

Na razie Guilene powoli uczy się języka polskiego, choć nie jest to proste dla kogoś kto włada językiem francuskim. Brała udział w kursie języka polskiego organizowanym w ramach projektu, teraz stara się po prostu rozmawiać z Polkami, by doskonalić język i ogląda filmy z napisami. Czy bała się przybyć do Polski? Raczej nie, jedynym problemem był kosztowny lot samolotem. Codziennie kontaktuje się ze swoją rodziną za pośrednictwem Internetu. Pytana o to co ją zdziwiło w Polsce odpowiada ze śmiechem: „to że wszyscy są biali i że w ogóle nie ma ciemnoskórych osób” i dodaje „no i jest bardzo zimno”. Ale mimo chłodu nie nosi skarpetek i wybiera raczej lekkie stroje. Jak ją przyjęli Polacy? Dobrze, wielu z zaciekawieniem przygląda się jej, a imię wymawiają bardzo różnie. Nierzadko w kolejnych dokumentach pobytowych urzędnicy zmieniają jej państwo pochodzenia lub niepoprawnie piszą nazwisko.

Guliene kocha życie i modę. Z chęcią pozuje do zdjęć i zmienia stroje, wybiera różne stylizacje.

Guliene kocha życie i modę. W Polsce zdarza jej się nosić typowe afrykańskie nakrycia głowy, czy popularne w jej kraju peruki. Z chęcią pozuje do zdjęć i zmienia stroje, wybiera różne stylizacje. W wolnych chwilach robi na szydełku ubranka dla niemowlaków, takie dzieła zrobione własnymi rękoma wysyła przyjaciółkom mieszkającym między innymi we Francji. To czapki, szaliki czy sweterki. Niezwykłą radość sprawia jej twórczość w kuchni. Jej przystawki jajka-mikołaje to prawdziwe dzieła sztuki. Dopracowany jest każdy szczegół. Uwielbia też piec ciasta i torty, których dekoracyjność zaskakuje. Guilene gotuje także potrawy popularne w Kongo. Niestety nie wszystkie składniki można kupić w Polsce. Na przykład zupełnie nie do zdobycia są liście manioku oraz niektóre przyprawy. Nierzadko dekoruje własnoręcznie przygotowane dania czerwono-żółto-zieloną flagą Kongo.

W Polsce zdarza się, że Guliene nosi typowe afrykańskie nakrycia głowy, czy popularne w jej kraju peruki.

 


Botir

Botir pochodzi z Taszkientu w Uzbekistanie. W swojej ojczyźnie angażował się w działalność polityczną i bronił praw człowieka. Już od ósmego roku życia grał w piłkę nożną, nie jest więc dziwne, że w dorosłym życiu awansował do stanowiska wiceprezesa Związku Piłki Nożnej obwodu taszkienckiego. Udawało mu się zapraszać do pracy w uzbeckiej drużynie piłkarskiej najlepszych specjalistów w tej dziedzinie sportu. Jest absolwentem politologii. W Uzbekistanie był wychowawcą w jednostce wojskowej, instruktorem sportowym, prezesem związku kombatantów.

Botir pochodzi z Taszkientu w Uzbekistanie. W swojej ojczyźnie angażował się w działalność polityczną i bronił praw człowieka.

Po raz pierwszy przyjechał do Polski w 2001 roku razem z całą rodziną. W naszym kraju otrzymał pozwolenie na pobyt i kartę stałego pobytu. Ponieważ jego wielką pasją jest nauka języków – a samodzielnie nauczył się francuskiego i flamandzkiego – w 2008 roku wyjechał do Belgii, gdzie podjął pracę w zakładach samochodowych w Lier. Przydało się wówczas wykształcenie w zakresie mechaniki pojazdów. Do Polski wrócił w 2019 roku na zaproszenie przyjaciela, który zaprosił go do współpracy w agencji pośrednictwa pracy. Zna język polski, ale wciąż się go uczy. Obecnie stara się też pomagać ludziom – takim jak on przed blisko dwudziestu laty – zintegrować się z nowym środowiskiem.

Botir podkreśla, że Uzbecy dobrze znają Polskę i Polaków i darzą ich wielką sympatią a obydwa narody połączyła historia. Dzisiaj w Taszkiencie mieszka wielu potomków Polaków, którzy w XIX w. budowali kolej w Uzbekistanie.

Botir podkreśla, że Uzbecy dobrze znają Polskę i Polaków i darzą ich wielką sympatią. O naszym kraju wiele dowiedział się jeszcze mieszkając w Uzbekistanie. Obydwa narody połączyła historia. W XIX wieku car wysłał blisko 10 tysięcy Polaków na budowę kolei w Uzbekistanie, ich potomkowie do dziś mieszkają w Taszkiencie, gdzie znajduje się największy w Azji kościół rzymskokatolicki. Przedstawiciele obydwu narodów naprawdę się lubią, znają polską kulturę, oglądają polskie filmy. Dlatego Botir nie obawiał się przyjazdu do Polski, gdzie naprawdę dobrze go przyjęto. Uważa, że to najlepsze miejsce na ziemi do osiedlenia się, bo Polacy mają podobną mentalność i kulturę.

Obecnie z Polską łączą go także więzy rodzinne. Jego córka wyszła za mąż za Polaka. Botir doczekał się także dwóch wnuczek – Julii i Amelii. Wszyscy mieszkają w Szczecinie. Pasja do szachów pomogła Botirowi zintegrować się z Polakami, wśród których odnalazł wielu partnerów do gry. Dziś stali się jego prawdziwymi przyjaciółmi.

Dzięki swojej pasji jaką do gry w szachy Botir zintegrował się z Polakami, wśród których odnalazł wielu partnerów do gry.


Oleksandra

Oleksandra w Polsce jest od 2019 roku. Pochodzi z miasta Krzywy Róg w obwodzie dniepropietrowskim na Ukrainie. Ukończyła studia hotelarsko-gastronomiczne w Dniepropietrowsku. Tam pracowała między innymi w domu kultury dla młodzieży. Do Polski przyjechał z mężem i synem. Od 2015 roku nie mieszka w ojczyźnie. Działania wojenne na Ukrainie skłoniły ją i męża do wyjazdu do Włoch. Tam pracowała w restauracji, zafascynowała ją włoska kuchnia, a szczególnie uwielbia makaron po bolońsku, pizzę i desery. Pracowała także we włosko-francuskiej rodzinie – opiekowała się dziećmi. Ale nie porzuciła pasji do gotowania i pieczenia. We Włoszech ukończyła kurs gastronomiczny i cukierniczy. W Italii zafascynowała ją pasja jej mieszkańców do jedzenia . „Wszyscy tam jedzą i gotują” – mówi Oleksandra – „ja też tego zapragnęłam”. Wraz z mężem opuściła jednak Włochy, ponieważ nie było już tam szans na legalną pracę. Właśnie w Polsce, w Szczecinie mąż znalazł zatrudnienie i dlatego przyjechali tu całą rodziną, bo najważniejsza jest dla nich stabilizacja.

Oleksandra przed przyjazdem do Polski mieszkała we Włoszech, gdzie zafascynowała ją tamtejsza kuchnia oraz pasja Włochów do jedzenia.

W Polsce wykorzystała swoje umiejętności gastronomiczne. Jest cukiernikiem w jednej ze szczecińskich restauracji. Przygotowuje przeróżne słodkości, także nowoczesne ciasta, bardzo delikatne, oparte na musie. Lubi eksperymentować, potrafi podejmować wiele prób, by zrobić jakiś specjał. Ważny jest nie tylko smak, ale i kształt. Tak było z makaronikami – francuskimi ciasteczkami –których porządne wykonanie wymagało wielu dni pracy. A i tak wiele jeszcze trzeba poprawić – śmieje się Oleksandra. Jej specjalności są torty. Cieszy ją każdy dobrze przygotowany smakołyk. Szuka wciąż nowych przepisów. Jej ulubione potrawy narodowe to barszcz ukraiński z fasolą, warzywami z mięsem. Z polskiej kuchni najbardziej lubi pierogi, ale nie pogardzi także bigosem.

W Polsce wykorzystuje swoje umiejętności gastronomiczne pracując jako cukiernik w jednej ze szczecińskich restauracji. Cieszy ją każdy dobrze przygotowany smakołyk i marzy o jeszcze większym zgłębieniu tajników sztuki kulinarnej.

W Polsce czuje się bardzo dobrze, nie odczuwa stresu związanego z emigracją, bo już od dawna nie mieszka na Ukrainie. Chciałaby wrócić do ojczyzny. „Ojczyzna to dom, wszystko tam jest znane, wiem jak tam jest, co może mnie spotkać” – mówi Oleksandra, „tu w nowym kraju wszystko jest nowe, wszystkiego trzeba się nauczyć”. Na razie jednak skupiona jest na poznawaniu Polski a doświadczenia, które obecnie zdobywa stara się wykorzystać jak najlepiej i wyciągnąć z nich wnioski. Ale znajduje też czas na odpoczynek. Lubi czytać po włosku, rosyjsku, ukraińsku, po polsku na razie jedynie książki dla dzieci. Pomaga rodzinie na Ukrainie, zostali tam rodzice i babcia.

Oleksandra ceni sobie estetykę we wszystkich dziedzinach życia, lubi elegancję i ma swój własny styl. „Ciężko opowiadać o marzeniach” – mówi Oleksandra. Chciałaby poznać bardziej tajniki cukiernictwa i gotowania. Marzy o tym, by na Ukrainie zakończyła się wojna, ale nie chce planować. Mówić, że plany można mieć różne, a życie i tak przyniesie to co zechce.

 


Nataliia S.

Pochodzi z Winnicy w centralnej Ukrainie, gdzie jest największa pływająca fontanna w Europie.

Do Polski przybyła w 2019 roku wraz córkami Olhą i Irą, wcześniej przyjechał mąż, który znalazł w Szczecinie pracę. Pochodzi z Winnicy w centralnej Ukrainie. „Właśnie tam jest największa pływająca fontanna w Europie” – śmieje się Nataliia. Jest absolwentką studiów ekonomicznych. Przez 20 lat na Ukrainie była przedsiębiorcą. Miała swój stragan z owocami i warzywami na targowisku. Jak ją przyjęto w Polsce? Uważa, że Polacy dobrze traktują obcokrajowców. Nie spotkała się z niechęcią z ich strony. Zdziwiła ją czystość w Polsce i spokój, nie podoba jej się bardzo biurokracja i dokumenty, które wielokrotnie musi wypełniać w związku z pobytem w Polsce. „Najczęściej na razie zwiedzam urzędy” – śmieje się Nataliia.

Nataliia jest miłośniczką tradycyjnych ukraińskich wyszywanek.

Jest miłośniczką tradycyjnych ukraińskich wyszywanek, chciałaby, aby jej córki pamiętały skąd pochodzą i znały narodowe tradycje. Do Polski przywiozła ręcznik, który własnoręcznie wyszyła na swój ślub. Są na nim roślinne wzory. Ten skrawek materiału ma symbolizować życie, a nici nałożone na ręcznik oznaczają jakby wypisywanie na nim przyszłych wydarzeń, wspólnego losu małżonków. Każdy kolor nici symbolizuje coś innego, na przykład czarny oznacza ziemię. W jej stronach taki ręcznik kładzie się w czasie ceremonii ślubnej pod nogi nowożeńców. Natalia wyszywa także nićmi i koralikami charakterystyczne bluzki zwane na Ukrainie po prostu wyszywankami. Zwykle są na nich hafty kwiatowe. W wolnych chwilach lubi także czytać. Nie jest zadowolona ze swojej polszczyzny, za którą ganią ją córki, ale cieszy się, że Polacy wszystko rozumieją.

Wyszywa także charakterystyczne bluzki zwane na Ukrainie po prostu wyszywankami.

Na razie Natalia szuka swego miejsca w nowym kraju. Bierze udział w kursach językowych i specjalistycznych zajęciach na uniwersytecie. Rozpoczęła także zajęcia w szkole policealnej, chce zdobyć umiejętności opiekuna medycznego. Jeszcze nie wie, gdzie mogłaby pracować. Ale pogodnie patrzy w przyszłość i często się śmieje. Tymczasem zajmuje się domem, gotowaniem, poznawaniem nowego świata. Marzenia? O nich Natalia na razie nie chce mówić – bo się nie spełnią.


Nataliia T.

Natalia z wykształcenia jest lekarzem i marzy o nostryfikacji dyplomu w Polsce.

Pochodzi z okolicy Charkowa na Ukrainie. Z wykształcenia jest lekarzem internistą i niezwykle odważną kobietą. Drobna kobieta z ogromną siłą wewnętrzną. Natalia ma troje dzieci – dwie córki – Valerię i Marię oraz syna – Igora. Do Polski jako pierwsza przyjechała Valeria. Studiowała w Charkowie na dwóch kierunkach: hydrotechnicznym i ekonomika transportu, ale zrezygnowała z uczelni i rozpoczęła naukę w technikum agroturystycznym w Lubomierzu w ramach międzynarodowego projektu UNESCO. Natalia pojawiła się w Polsce wraz z pozostałą dwójką dzieci w czerwcu 2019 roku.

W Polsce jest z dziećmi – córkami Valerią i Marią oraz synem Igorem.

Wyjechała, bo nie widziała perspektywo dalszego życia dla siebie i dzieci na Ukrainie. „Młodzi kończą studia i nie mają tam żadnych perspektyw” mówi Nataliia. „Przerażający jest stan niektórych obiektów, córka zrezygnowała ze studiów, gdy zobaczyła uczelniane akademiki” – dodaje ukraińska lekarka. Do Szczecina trafiła dlatego, że znalazły tu wraz z córką sezonową pracę w Amazonie. Chciały zarobić na edukację córki i dalsze życie w Polsce. Podkreśla, że szczególnie wiele bezinteresownej pomocy otrzymała w Caritas i że nie spodziewała się, że tyle dobra otrzyma w obcym kraju i od obcych ludzi. Szczególny stres przeżywają obecnie jej dzieci, które przeszły ze szkoły ukraińskiej do polskiej. Jednak bardzo im się tu podoba. Starają się dobrze uczyć i nie bardzo chcą wracać na Ukrainę.

Obecnie Nataliia pracuje jako opiekunka niepełnosprawnego dziecka. Polska jest dla niej krajem, w którym widzi przyszłość i szansę na lepsze życie dla siebie i dzieci.

Obecnie Nataliia podjęła pracę opiekunki niepełnosprawnego dziecka. Marzy o nostryfikacji dyplomu lekarza, ale do tego potrzebna jest dobra znajomość języka polskiego i angielskiego. Ona zna francuski. Chce wziąć udział w kursach, myśli o wolontariacie lekarskim w Polsce. Być może będzie to pierwszy krok do spełnienia marzeń. „W Polsce wspaniałe jest to, że jak się pracuje to się pracuje, a jak się odpoczywa to jest prawdziwy wypoczynek” – podkreśla Nataliia. Polska jest dla niej krajem, w którym widzi przyszłość i szansę na lepsze życie dla siebie i dzieci.


Zura

Zura pochodzi z Czeczenia a do Polski przyjechała w lipcu 2006 roku, kiedy w jej kraju trwała wojna.

Zura pochodzi z Czeczeni. Urodziła się i wychowała w Groznem. Ukończyła tam studia inżynierskie w dziedzinie technologii żywienia i browarnictwa. W zawodzie nie zdążyła popracować, bo w doświadczonym wojną kraju z powodu zniszczeń nie było dla niej pracy. Do Polski przyjechała w lipcu 2006 roku wraz z mężem. Wtedy w jej kraju trwała wojna. Powracała myśl, by wrócić do Czeczenie, ale ostatecznie wspólnie z mężem postanowili, że dla dobra dzieci zostaną w Polsce.

W nowym kraju zaskoczył ją porządek i czystość oraz inny tryb życia – pełen spokoju i systematyczności. „Tego w Czeczenii nie było, tam był pośpiech i lęk” – mówi Zura. Początki w Polsce nie były łatwe. Nie znała języka, były trudności z formalnościami dotyczącymi karty pobytu, brakowało pieniędzy. Zamieszkała w ośrodku dla uchodźców w Łukowie. Ciężko było znaleźć mieszkanie, ludzie wtedy bali się wynajmować obcokrajowcom. „Nie było pracy, mąż wcześnie rano jechał do Warszawy na giełdę w poszukiwaniu zatrudnienia, trzeba było pożyczać pieniądze” – dodaje Zura. Jednak w tej trudnej sytuacji pomogła ciocia mieszkająca w Łomży.

Zura szybko nauczyła się mówić płynnie po polsku i uważa, że w obcym kraju najważniejsze jest to, by integrować się jego mieszkańcami, nie zamykać się w grupie rodaków i być otwartym na kontakty.

Dzięki zdolnościom językowym Zura szybko nauczyła się mówić płynnie po polsku. Według niej w obcym kraju najważniejsze jest to, by integrować się jego mieszkańcami, nie zamykać się w grupie swojego narodu i być otwartym na kontakty. Jacy są Polacy? Trochę boją się obcokrajowców, ale gdy przekonają się do kogoś są bardzo pomocni i otwarci. „I choć mówią o sobie, że są nietolerancyjni – to nieprawda” – uważa Zura. Dodaje, że Polacy są zbyt krytyczni wobec siebie, ale z doświadczenia wie, że mimo, iż nie są zbyt bogaci zawsze można na nich liczyć. Wielokrotnie tego doświadczyła.

Zura uważa, że Polacy mimo, iż nie są zbyt bogaci to jednak zawsze można na nich liczyć czego wielokrotnie doświadczyła.

Dzięki swojej otwartość, zdolnościom organizacyjnym oraz znajomości języka polskiego Zura została w Caritas doradcą kulturowym. Zajmuje się pomocą cudzoziemcom i uchodźcom, którzy przyjeżdżają do Polski, dzieli się z nimi własnym doświadczeniem, pomaga odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Zura jest muzułmanką, ale nie przeszkadza jej to pracować w katolickiej organizacji. Z działalnością organizacji zapoznała się jeszcze w Czeczenii i dobrze zapamiętała logo Caritas, która niosła pomoc w czasie wojny. Mówi, że Bóg jest jeden, każdy wierzy po swojemu. „A i tak wszyscy jesteśmy tu na ziemi tylko pewien czas” – mówi Zura i cieszy się, że spotyka w Polsce dobrych ludzi.

Zura pracuje w Caritas jako doradca kulturowy. Zajmuje się pomocą cudzoziemcom i uchodźcom, którzy przyjeżdżają do Polski, dzieli się własnym doświadczeniem, pomaga odnaleźć się w nowej rzeczywistości.

Dziś Zura ma w Polsce wielu przyjaciół. Jej najlepszą przyjaciółką jest Jola, która od razu była bardzo otwarta wobec niej i zawsze można było na nią liczyć. Co jest najważniejsze w życiu mieszkającej w Szczecinie Czeczenki? Oczywiście rodzina. Jest mamą sporej gromadki – ma dwie córki i dwóch synów. To Sofija, Muhamed, Maxelina i Ahmed. Troje chodzi do polskiej szkoły, najmłodszy jest w przedszkolu, wszyscy dobrze mówią po polsku. Dwójka trenuje judo i ma spore osiągnięcia w tej dziedzinie. Mama systematycznie zawozi ich na treningi i kibicuje w czasie zawodów. Jakie są marzenia Zury? Aby jej pociechy zdobył złote medale w polskiej reprezentacji w judo.

Na pierwszym miejscu zawsze pozostaje rodzina. Zura ma dwie córki i dwóch synów. Dwójka trenuje judo i ma spore osiągnięcia w tej dziedzinie.